Zbiórka wyznaczona została na 7:10 na Placu Narutowicza. Stawiło się 12 odważnych, którzy zdecydowali się wziąć udział w tym wydarzeniu. Ruszyliśmy. Najpierw musieliśmy się dostać na osiedle Górczewska, z którego przejechaliśmy do Zaborowa.

 

 

 

 

O 9:20 wysiedliśmy z autobusu w Zaborowie. Szybką zbiórkę poświęciliśmy na wysłuchanie opowieści Pawła na temat "Pucharu Wikingów", o który zamierzaliśmy walczyć. Zmotywowani historią i wartością nagrody ruszyliśmy na zwiad terenowy. Musieliśmy się dowiedzieć jak najwięcej o działaniach wojennych na terenie Kampinosu podczas II wojny światowej, a także zlokalizować wszystkie miejsca z nią związane w najbliższej okolicy tj. w Zaborowie. Na to zadanie dostaliśmy 20 minut, które wykorzystaliśmy do ostatniej sekundy.

Po tym krótkim zwiadzie wcieliliśmy się w siatkę wywiadu AK, która miała odnaleźć części ze zdobytej i rozmontowanej rakiety V2. Ruszyliśmy w kilkunastominutowych odstępach czasowych. Do przejścia mieliśmy około 12 kilometrów, a po drodze czekały na nas różne zadania. Pierwsza przeszkoda, wyznaczanie azymutów, polegała na tym, że jeden z agentów AK ukrył części rakiety w lesie, a my mogliśmy je znaleźć poruszając się po azymutach. Druga przeszkoda dotyczyła samarytanki; musieliśmy pomóc jednemu ze spadochroniarzy i zdobyć jego zaufanie. Następnie była przeszkodą pod nazwą "sprawnościówka"; część rakiety została ukryta w niedostępnym miejscu, a my musieliśmy przejść przez trasę pod ostrzałem wroga i z obciążeniem, a na koniec wdrapać się na drzewo. Kolejną przeszkodą była historia Drużyny; wieśniak, któremu mina wysadziła krasulę mógł nas przeprowadzić przez pole minowe, ale żeby bezpiecznie przejść musieliśmy podawać daty z dziejów Szesnastki. Po drodze udało nam się zdobyć plany rakiety i części. Teraz nadszedł czas na zadanie wieńczące nasz trud: "Zbudujcie swoją własną rakietę V2". Zabraliśmy się do roboty, a po skończonej pracy odbył się turniej lotów naszych rakiet. 

 

 

 

 

Wkrótce rozpoczęła się następna gra. Musieliśmy tym razem przetransportować nasze rakiety do punktu wskazanego na mapie. Był on broniony przez niemieckie oddziały podzielone na Luftawaffe (patrole z aparatami, które krążą tylko po drogach) oraz patrole Wehrmachtu (które krążą wszędzie i od razu eliminują). Zajęło nam to trochę czasu, ale kiedy wszyscy dotarli na miejsce, od razu zabraliśmy się za urządzanie miejsca biwakowego na krańcu puszczy tj. w miejscowości Biała koło Leszna. Rozbiliśmy namioty i zaczęliśmy przygotowywać posiłek. Kiedy wszyscy byli już najedzeni odbył się turniej musztry, a potem ognisko, na którym każdy zastęp musiał zagrać i zaśpiewać piosenkę. Po tych kilkunastu ciężkich godzinach wreszcie mogliśmy pójść spać. Ale nie wszyscy - w nocy odbyło się długie ognisko ZZ-tu wraz z przyjęciem nowych członków do tego zaszczytnego grona (szczegóły objęte są tajemnicą).

Na szczęście nie odbyła się gra nocna, więc każdy mógł się jako tako wyspać. Po pobudce następnego dnia odbyła się rozgrzewka, a potem śniadanie i nagle usłyszeliśmy: "ALARM CIĘŻKI!!!" Wszyscy rzucili się do pakowania. Zastępy meldowały gotowość, po czym musiały wyznaczyć jednego człowieka, który wykona zwiad przed szturmem na niemiecki bunkier. Wybrani wyruszyli w trasę i po dotarciu na miejsce zabrano im komórki. Musieli w ciągu 15 minut zorientować się gdzie są i wysłać sms z telefonu Dyzmy ze wskazówkami dla reszty zastępu jak ich znaleźć. Po znalezieniu "zwiadowców" i przekazaniu informacji zastępy udały się na podbój niemieckiej bazy. 

 

 

 

 

Po długiej i męczącej walce nadszedł czas na zadanie zręcznościowe. "Pajęczynka" - to mówi samo za siebie. Po zakończeniu gier odbył się apel, na którym ogłoszono wyniki. Wróciliśmy do Leszna, gdzie przez dobrą godzinkę okupowaliśmy sklep, a następnie przejechaliśmy do Warszawy. Następna zbiórka, to już chyba wyjazd na obóz!

wyw. Kajetan Kapuściński