Mirów

Kiedy zaczęliśmy rozmowy z kadrą Szczepu na temat zimowiska druh szczepowy zaproponował,  żebyśmy w tym roku nie jechali w góry, a do Jury Krakowsko-Częstochowskiej - malowniczego terenu, wypełnionego skałkami, pagórkami i oczywiście szlakiem Orlich Gniazd, czyli siecią zamków obronnych zbudowanych w  14 wieku. Wszyscy się na taką propozycję zgodzili i po dość długich, uciążliwych poszukiwaniach (tu należy podziękować Pawciowi, Dyzmie i Arturowi, którzy tak naprawdę załatwili to sami) udało się znaleźć ośrodek. "Orlik" znajdujący się jakieś sto metrów od zamku w Mirowie zdawał się być świetnym wyborem. W czasie wyjazdu mieliśmy trochę problemów z właścicielem, który w oczach harcerzy zyskał pieszczotliwą ksywkę "Rumcajs", jednak mimo iż nie pozwalał nam na otwieranie okien w pokoju uważam, że okazał się w miarę porządny i pożegnaliśmy się z nim i jego żoną w miłej atmosferze. Jednak wróćmy do terenu... Myślę, że był to strzał w dziesiątkę. Brak gór i szczytów do zdobycia (za czym osobiście szaleję) wynagrodził nam fantastyczny zamek widoczny z okien niektórych pokojów i wspaniały teren na gry (wielkie skałki, skarpy i urwiska, jaskinie, a kilkadziesiąt metrów dalej las). Każda gra jaka została przeprowadzona zyskiwała niesamowity klimat.

Z "Sulimy" na zimowisko pojechało nas tylko dziesięciu. Czterech zastępowych, trzech podzastępowych, jeden szeregowy, jeden przyboczny no i drużynowy. Nie mieliśmy za bardzo jak poprowadzić punktacji zastępów w ich śródrocznym składzie więc podzieliliśmy drużynę na dwa: Szwagier, Gutek, Riddick i Paweł w jednym zastępie, a Kuba, JohnG, Moryc i Michał w drugim. Jeśli chodzi o fabułę to Sulima przekształciła się w oddział najemników, znajdujący się w opustoszałej krainie Primulae i poszukujący Sorbitolum, antidotum na straszliwy wirus Croatan pustoszący ludzkość. Wirus zmienia ludzi w bezmózgie i krwiożercze zombie, a nasz oddział, podzielony na dwa szwadrony: Krokodyle i Krzesło, wraz ze swoim dowódcą Rickim Martinem i jego zastępcą Carlosem Santaną postanowił uratować ludzkość i odnaleźć Sorbitolum!

Udało nam się? Niech to już opowie reszta drużyny:

Dzień I - 12.02.2011

O godzinie 7:30, po szybkim pożegnaniu się z rodzicami, wsiedliśmy do autokaru i wyjechaliśmy z Warszawy. Droga do Mirowa miała trwać mniej więcej 3 godziny, jednak kadra zaplanowała kilka atrakcji. Zwiedziliśmy klasztor Paulinów na Jasnej Górze, było tam wiele ciekawych i starych rzeczy np: miecze, zbroje, obrazy i wiele innych bogactw. Pod koniec zwiedzania obejrzeliśmy odsłonięcie obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej po czym wyruszyliśmy do Mirowa.                 Zatrzymaliśmy się tam przy jednym z zamków, który należał do szlaku Orlich Gniazd, w ośrodku agroturystycznym. Po zakwaterowaniu się odbył się apel, w czasie którego druh szczepowy otworzył zimowisko. Dla rozkręcenia atmosfery drużynowi zorganizowali grę nocną (dwa proporce na zboczach wzniesienia gdzie mieścił się zamek). 

Na grze było tak fajnie, że nie mogę się już doczekać następnej! Cały dzień uważam za udany, ale najbardziej podobała mi się gra.

mł. Bartłomiej "Gutek" Borzęcki

Dzień II - 13.02.2011

W niedzielę zostaliśmy obudzeni dość wcześnie bo o siódmej nad ranem. Po przebraniu się w polówki, z uśmiechami na ustach udaliśmy się na niezwykle "obfite" śniadanie. Po spożyciu posiłku, na placu apelowym odbył się... Apel! Zameldowano na nim zastępy: "Krokodyle" i "Krzesło". Następnie przemaszerowaliśmy do położonego niedaleko kościółka we wsi Mirów. Po mszy, w czasie której ksiądz prałat podziękował harcerzom za przybycie, rozpoczęły się zwiady terenowe. Zastępy udały się do pobliskich wsi (Bobolice i Łutowiec) by wykonać zadania przyznane przez drużynowych. Po powrocie odbył się upragniony obiad.

Po godzinnym "LB" wcieliliśmy się w najemników mającego za zadanie uratować szpiega ranionego przez snajpera. Po prawie udanym ratunku ruszyliśmy w stronę drugiej ekipy i wraz z nimi (z Grunwaldem) zagraliśmy w "Walkę o ogień". Niestety starcie przegrała strona złożona z sulimczyków. Po udanym dniu odbył się jeszcze kominek przygotowany przez członków zz-tów. Podczas kominka zastępy prezentowały wiedzę zdobytą podczas zwiadów. Następnie, o 22, nastała cisza nocna.

Dzień był męczący, ale każdy był zadowolony z niezwykle ciekawych zwiadów i gry. Wszystko to odbywało się w atmosferze zdrowej, aczkolwiek napiętej, rywalizacji w doborowym towarzystwie. Wszyscy zasnęli z  uśmiechem na ustach.

mł. Jakub Kuźmiński

Dzień III - 14.02.2011

Po skończeniu śniadania wyruszyliśmy na grę przygotowaną przez Szwagra i Pawła. Trzeba było wysadzić generatory króla Zombie.  Aby móc je zdetonować musieliśmy rozwiązać zadania, które twórca gry zostawiał po drodze.  Gdy dotarliśmy do kryjówki króla zombie, czyli Szwagra, kazał nam on odpowiadać na jego pytania z wiedzy z zakresu terenoznawstwa. Z każdą dobrą odpowiedzią mogliśmy pójść krok do przodu by w końcu go dotknąć i wygrać grę. Gdy nam się to udało król zombie powiedział nam, że wśród nas kryje się zdrajca. Okazał się nim Karol. Musieliśmy obu ich zabić poprzez zerwanie opaski z ramienia. Tym sposobem uwolniliśmy Pawła którego więził zły zombiak. Paweł miał przekazać nam informację jednak twórcy gry o tym zapomnieli i wiadomość odczytaliśmy dopiero w ośrodku:

"26-ego Maja 2010 roku Marian Mruczek miał bardzo słaby dzień w pracy. Rzuciła go dziewczyna, jego wierny przyjaciel - Kajdan (dalmatyńczyk) - wpadł pod samochód. Godziny przy obsłudze maszynki do mielenia mięsa dłużyły mu się niemiłosiernie, a poza tym od tygodnia męczył go nieznośny katar. Kiedy już miał wychodzić z pracy z kieszeni wypadła mu obsmarkana chusteczka i wpadła do kontenera z mięsem. Mający dość Marian nie zwrócił na to uwagi i wyszedł z pracy. W tym samym czasie brat Mariana - Stefan - doprowadził do awarii pobliskiej elektrowni jądrowej. Chłodziarka do mięsa, z wkładką od Mariana, przestała działać. W czasie następnego tygodnia, kiedy fabryka stała opuszczona, w mięsie wyewoluował najgroźniejszy wirus znany ludzkości - wirus Croatan. Właściciel mięsa, spółka McDonald`s wypuściła na rynek nową linię hamburgerów..."

Potem wszyscy razem wróciliśmy na obiad.

Po posiłku spadło na nas kolejne zadanie. Wiedząc już gdzie ma swoje źródło wirus Croatan musieliśmy zniszczyć fabrykę hamburgerów. Najpierw szukaliśmy w ruinach McDonalda kopert, które zawierały informację, gdzie produkowano hamburgery. Fabryka składała się z trzech lini produkcyjnych (lina z nadmuchanymi balonami), musieliśmy zniszczyć wszystkie 3. Niestety zadanie nie było takie proste, hamburgerów broniły krwiożercze zombie. Na szczęście udało się nam i wirus Croatan stracił swoje źródło.

Obie gry były bardzo fajne, zwłaszcza ta druga. Jestem zadowolony z udanego dnia.

mł. Piotr "Riddick" Kochański

Dzień IV - 15.02.2011

Tego dnia pojechaliśmy na wycieczkę do Krakowa. W mieście odbyła się gra oraz zwiedzanie.  Rano spakowaliśmy plecaki, ubraliśmy sie w mundury i zaraz po śniadaniu wyjechaliśmy z ośrodka. Po niecałych dwóch godzinach drogi dotarliśmy na miejsce. Zatrzymaliśmy autokar na całodobowym parkingu przy ulicy Karmelickiej, dziesięć minut piechotą od rynku starego miasta.

Po wyjściu z autokaru każdy zastęp otrzymał kartkę z miejscami, które musiał odwiedzić. Były to rozmaite  zabytki Krakowa, rozlokowane dookoła rynku.

Po grze udaliśmy się pod smoka Wawelskiego, gdzie była zbiórka szczepu. Następnie weszliśmy na Wawel, gdzie zwiedziliśmy Bazylikę archikatedralną św. Stanisława i św. Wacława gdzie spoczywają Królowie Polski, oraz kryptę gdzie leży Marszałek Piłsudzki i Para Prezydencka.

Po zwiedzaniu mieliśmy czas wolny do 16. Na zbiórkę spóźnili się wszyscy oprócz kadry i plutonu, za co musieli później sprzątać korytarze w ośrodku.

Po powrocie zjedliśmy obiadokolację, jak zwykle bardzo smaczną. Wieczorem tradycyjnie odbył się kominek, na którym zastępy opowiadały o tym co zobaczyły w mieście Królów.

mł. Maurycy "Moryc" Chronowski

Dzień V - 16.02.2011

Tego dnia mieliśmy podążyć śladen 3-go Szwadronu by pomóc im powrócić do ośrodka.  Po kolei spotykaliśmy rannych członków szwadronu. Przydały się umiejętności usztywniania nogi i zakładania temblaka. Wszystko to umieliśmy ponieważ rano cały szczep wziął udział w wykładzie Kokosza z pierwszej pomocy. Kiedy dotarliśmy do ostatniego członka szwadronu okazało się, że zostali pogryzieni przez zombie i jest już dla nich za późno. Zaczęła się walka, w czasie której musieliśmy zabić "Big Bossa", który trzymał w swoich łapskach list dla Rickiego Martina. Po ciężkiej walce odzyskaliśmy list, z którego dowiedzieliśmy się, że pobliscy aptekarze twierdzą, że stworzyli Sorbitolum i sprzedają swój wyrób za grube pieniądze. Musimy to zbadać!

Po obiedzie wyruszyliśmy na poszukiwanie aptekarzy. Dostaliśmy informacje o tym, że lek jest ukryty  w dwóch częściach na tyłach zamku. Jednak gdy udało nam się przejść trasę złożoną z zaszyfrowanych zadań i wysadziliśmy pewne pudełko okazało się, że był w nim ukryty gaz niezgody i cały nasz oddział podzieliła kłótnia. Zaczęła się gra w dwa proporce, gdzie zabieraliśmy sobie z baz składniki sorbitolum. Kiedy wreszcie walka się skończyła, aptekarze przyznali, że to sorbitolum nie jest prawdziwe i, że jeżeli ich złapiemy i zdejmiemy im czapki to dadzą nam informację na temat prawdziwego leku.  Trwało to dość długo, ale dzięki wytrwałości i szybkości w końcu się udało. Aptekarze kazali nam rozglądać się na szlaku orlich gniazd.

O 1:00, gdy wszyscy smacznie spali usłyszeliśmy alarm. Okazało się, że dwóch naszych przywódców jest uwięzionych na skale i trzeba ich bezpiecznie doprowadzić do ośrodka. Po drodze czychała na nas wroga armia, przez którą dowódcy nie mogli wrócić do schronu. Mieli oni niestety problemy z odpaleniem flary ratunkowej, gdyż na górze wiał mocny wiatr. Pomimo to udało się nawiązać kontakt sygnałami z latarki. Podczas powrotu jeden z dowódców został postrzelony. Na szczęście znalazło się dwóch żołnierzy zdolnych przenieść go w bezpieczne miejsce. Wszystkim udało się powrócić na miejsce, a jedyne rany odniesione podczas misji to krwawienie z łuku brwiowego u jednego z dzielnych harcerzy.

mł. Jakub "Szwagier" Romański

Dzień VI - 17.02.2011

Ten dzień rozpoczęliśmy rozgrzewką fitness, przy muzyce disco-polo z iPoda Kajtka. Po śniadaniu i apelu pojechaliśmy zwiedzać zamki wybudowane przez Kazimierza Wielkiego w 14 wieku, wchodzące w skład Szlaku Orlich Gniazd. Po drodze w autokarze oglądaliśmy film - "V jak Vandetta". Najciekawszy był zamek w Będzinie  z 1358 roku, gdzie mieściło się muzeum. Zobaczyliśmy tam imponujący skład broni średniowiecznej.

Po obiedzie odbyła się emocjonująca gra Michała i Kuby podczas której sprawdziliśmy swoje umiejętności szyfrowania i próbując zniszczyć skrzynkę zawierającą wirus zaraziliśmy się Croatanem. Mamy teraz 24h na zdobycie Sorbitolum, inaczej przemienimy się w zombie!

Dzień zakończyliśmy kominkiem z plutonem, na którym Waldoch wygłosił pouczającą gawędę.

mł. Jan "JohnG" Grzybowski

Dzień VII - 18.02.2011

Był czwartek. Godzina 8:00. Wszyscy spokojnie spali gdy nagle rozległ się przeraźliwy krzyk: POOOOBUDKAA!. Jak zawsze mieliśmy 30 sekund na wyjście z pokoju i ustawienie się w szeregu. Potem ubraliśmy się na rozgrzewkę, która z powodu niesprzyjających warunków pogodowych odbyła się w ośrodku. Następnie, po otrzymaniu 5 punktów za porządki, mój zastęp poszedł na śniadanie. Na apelu dowiedzieliśmy się, że przed południem odbędzie się gra z plutonem. Kuba wg piguły nie czuł się najlepiej, ale na szczęście udało mu się wymknąć na grę, która odbyła się w pobliżu zamku. Gra polegała na założeniu kopalni. Do tego jednak potrzebny był górnik. W rolę górników wcielili się Karol i Waldoch. Najpierw musieliśmy złapać górnika, nasłuchując dzwięku gwizdka i goniąc go po lesie. Nie było to jednak proste, gdyż w grze wzięły udział 3 zastępy, a górników było tylko 2. Nasz zastęp niestety nie zdołał złapać żadnego z nich jednak szybko odbiliśmy kopalnię "Krzeseł". Tak więc zastęp "Krokodyli" i zastęp "Kruków" objęły prowadzenie. Jednak nie trwało to długo bo Krzesła przystąpiły do brawurowej akcji i przejęły kopalnię. Po prawie dwóch godzinach zmagań gra zakończyła się. Okazało się, że Kruki wygrały z miażdżącą przewagą nad resztą. Krzesła i Krokodyle miały porównywalne wyniki około 40 minut.

Po grze wszyscy byli zmęczeni i głodni. Szybko udaliśmy się na stołówkę, żeby zjeść obiad. Po posiłku mieliśmy ok. godziny czasu żeby przygotować scenkę na kinderbal. Niestety zajęliśmy się rozmową i leżeniem, nie starczyło nam czasu. Następna, popołudniowa gra zaczęła się już przed obiadem. Musieliśmy wypatrzyć osoby z czerwonym i granatowym krzyżykiem na nadgarstku, a następnie w czasie ciszy poobiedniej znaleźć chwilę kiedy będą sami i z nimi porozmawiać. Łącznikami byli Waldoch i Kokosz. Kiedy wzięliśmy ich na stronę, nie wzbudzając podejrzeń innych członków kadry powiedzieli nam jak zdobyć dalsze informację i że o 15:45 mamy wejść do pokoju nr 3. Nasz zastęp musiał wyjąć kartkę z teczki Dyzmy, który nie wiedział o całej akcji i nie mógł się dowiedzieć. Po śmiałej akcji udało się nam i o 15:45 spotkaliśmy w pokoju nr 3 zastęp Krzeseł. Mieli oni drugą część hasła, a na krześle leżał laptop. Po połączeniu naszych haseł mogliśmy zalogować się na konto Rickiego Martina i obejrzeć wiadomość jaką nam zostawił.  Okazało się, że rząd zaplanował odizolowanie skażonego terenu. Zdobył on także w posiadanie sorbitolum i miał zamiar wydać je tylko rodzinom polityków, nie ratując ludzkości. Dzielny Ricky wykradł jednak próbkę sorbitolum i ukrył w bezpiecznym miejscu. Niestety sam został zarażony i kazał nam się spieszyć. Od razu ruszyliśmy pod zamek gdzie czekał na nas jego wysłannik. Zakradliśmy się do kryjówki Rickiego, jednak zdążył się już zmienić w zombie. Musieliśmy się do niego podkraść niezauważeni i go obezwładnić po czym podać mu lek, który schował w jaskini. Po wykonaniu tego trudnego zadania wszyscy spożyliśmy sorbitolum (które okazało się żelkami).

Po kolacji odbył się kominek kończący zimowisko, prowadzony przez samego szczepowego. Po kominku rozpoczął się kinderbal, na którym każdy zastęp miał za zadanie odegrać scenkę. Mój zastęp zagrał scenkę pod tytułem "Rumcajs". Według Jurie najlepszym występem okazał się występ Rysi. Po powrocie do kwatery odbyła się jeszcze walka na poduszki między Krzesłem a Krokodylami. Po bardzo udanym dniu udaliśmy sie na zasłużony spoczynek ok. godziny 24.

szer. Michał Glanz

Dzień VIII - 19.02.2011

Ostatni dzień zimowiska minął nam na pakowaniu się, zjedzeniu śniadania, apelu kończącym, w czasie którego ogłoszono wyniki punktacji (Krzesło - 123 pkt, Krokodyle - 120 pkt) i zamknięto zimowisko. Trasa nie była długa jednak zdążyliśmy obejrzeć niezwykle pasjonujący film Zbroja Boga oraz jego sequel Operacja Kondor Zbroja Boga 2 z czego nie wiadomo czemu niezwykle cieszył się Gutek.  Kiedy dojechaliśmy pod SP 23 pożegnaliśmy się jeszcze w kręgu i rozeszliśmy się do domów. Tak zakończyło się 61 zimowisko Szesnastki.

A jak ja to oceniam? Było super! Wyjątkowo mało kłopotów, kłótni czy nieporozumień. Program prowadziło nam się z Karolem wyjątkowo przyjemnie. Każdy zastępowy ze swoim pomocnikiem również był odpowiedzialny za jedną grę co wyszło bardzo fajnie. Widać, że chłopaki mają mnóstwo pomysłów :) Gratuluję Krzesłom wygranej! Walka była naprawdę równa, w końcu różnica między nimi a Krokodylami wynosiła zaledwie 3 punkty. Gratuluję również Gutkowi, że okazał się osobą najszybciej ubierająca się w mundur w drużynie (przypomnij się o nagrodę!). Chciałbym również podziękować Karolowi, bez którego by się to wszystko nie udało, był świetnym oboźnym i myślę, że możemy mu wybaczyć to, że nas opuścił już w piątek. Chciałbym również podziękować kadrom reszty jednostek, z którymi świetnie mi się współpracowało, no i oczywiście Wam droga Sulimo, za tak wspaniały wyjazd. Do zobaczenia na najbliższej zbiórce!

HO Kajetan Kapuściński, p.o. drużynowego 16WDH "Sulima"