Kwaterka

Kolejny obóz szczepu miał się odbyć nad jeziorem Łubowo, nieopodal Drezdenka. Zaczął się oczywiście od kwaterki - na którą ekipa z "Grunwaldu", "Sulimy" i "Garbowa" (ta ostatnia drużyna miała obozować razem z "Grunwaldem") pojechała pociągiem, z przesiadką w Krzyżu Wielkopolskim. Tam też parę osób, w tym drużynowi - Dyzma i Kajtek, pobiegło szybko do fryzjera, żeby obciąć włosy na "niemal zero". Po tej szybkiej akcji ekipa kwaterkowa przejechała jeszcze jedną stację i wysiadła w Drezdenku - skąd grupa samochodowa (jadąca C15, czyli "Cytrynką") miała nas zabrać nad jezioro. Przy okazji okazało się, że Waldoch (Artur Wołoszko, zastępowy "Żubrów") zabrał ze sobą oprócz plecaka, solidnych rozmiarów torbę. Jako dobrzy harcerze, Kajtek i Dyzma pomogli mu ją nieść - gdy zmęczeni jej dźwiganiem postanowili zajrzeć, okazało się, że cała torba wypełniona jest po brzegi jedzeniem - od chipsów, przez batony, po zupki w proszku i kuchenkę gazową... Nie było wyboru - aby ulżyć własnym ramionom, mimo protestów Waldocha, zaczęliśmy jeść. Po prostu trzeba było tak zrobić.

Gdy dotarliśmy na miejsce obozu, ujrzeliśmy już rozładowany przez samochodową ekipę sprzęt - trzeba było go posegregować i schować do namiotów. W nagrodę po ciężkiej pracy, na obiad zamówiliśmy pizzę! Ach, cóż to była za uczta...

Kwaterka, jak to kwaterka, wypełniona była budowaniem. Do zbudowania była kuchnia (którą dowodził Dyzma, pomagał mu Mular), stołówka (Kokosz z Danielem Wieteską), ziemianka (Kajtek z Waldochem), pomosty (Ślepy z Erazmem). Z ziemianką wiąże się ciekawa historia - budowana w miejscu piwniczki z jakichś prehistorycznych obozów, przysporzyła wiele trudów związanych z wykopywaniem żerdzi. Ostatecznie trzeba było też zbudować ziemiankę w ziemiance, bo w panowała w niej zbyt wysoka temperatura. W rytm piosenki, wyrykiwanej przez wszystkich budowniczych na głos ("Lemoniada żółty kolor ma, żółty kolor ma, żółty kolor ma... Więc ją pijmy, pijmy aż do dna, pijmy aż do dna, pijmy aż do dna!") udało się szczęśliwie wszystko postawić. Nasz nadworny architekt, Kaczor, podczas odwiedzin skomplementował i obfotografował naszą pionierkę - planując na tej podstawie nauczyć cały świat, jak należy obozy budować (choć podano w wątpliwość jego kompetencje, gdy powiedział, że na tak wysokiej skarpie umiejscowienie wlotu pieca od jeziora nie ma znaczenia - a potem zadymiało całą kuchnię...).

Dyzma Zawadzki (wówczas h.o.)

I tydzień

Moim zadaniem jest opisanie pierwszego tygodnia pracy na obozie. Nie będzie to łatwe ze względu, iż odbyło się to prawie pół roku temu, ale pomimo to spróbuję. Dnia 5 lipca 2010 roku, 34 śmiałków znalazło się nad jeziorem Łubowo... Przed nimi miesiąc przyjemnych zabaw, alarmów nocnych i różnych wymarszów ale przede wszystkim miesiąc dobrze spędzonego czasu. Czas odpoczynku ale również walki ze swoimi słabościami. Starsi wykażą się w organizacji życia obozowego i nie tylko, a młodsi będą mogli podszkolić się z podstawowych technik. Naszym głównym zadaniem na większość tego tygodnia było skonstruowanie i zbudowanie naszego podobozu tzn.: bramy, naszych pryczy i szafek, postawienie masztu, kadrówki, p-poża, zmontowanie zeriby, miejsca na bełt itd. Przed nami nie łatwe zadanie. Od razu zabraliśmy się do roboty, już pierwszego dnia stanęły namioty pod którymi spędziliśmy noc. Drugiego dnia już nie było tak łatwo – deszcz – nieprzyjemna pogoda no ale co robić, harcerz jest zawsze pogodny, zastępowi wykonywali cięższe prace poza namiotami a młodsi zbijali prycze w namiotach. Tej nocy niektórzy mogli już zaznać prawdziwego odpoczynku, a mianowicie spać na pryczy. Co prawda udało się to nie licznym, jednak satysfakcja była nie mała. Trzeci dzień upłynął podobnie. Jednak tej nocy wszyscy spali już na swoich pryczach a zastępy starsze kończyły pionierkę namiotową. Dzień czwarty, pogoda zrobiła się typowo obozowa, trochę mniej chmur, świeci słońce jednak nie jest gorąco, lekki wiatr kołyszący drzewami drużynie od razu skoczyły morale. Do wieczora stanęła prawie cała brama, oczywiście mojej konstrukcji, zaczęto budowę p-poża pod dowództwem najmłodszych. Stoi już kadra, wszystkie namioty wraz z pionierką namiotową, powstają kolejne elementy pionierki obozowej. Dzień piąty pionierka się trochę przeciągnęła, tego dnia stawialiśmy główny element naszej całej pionierki, element pokazujący naszą siłę, zgranie, wytrzymałość i pomysłowość – maszt. Przyciąga nawet najstarszych harcerzy którzy na obozie są 10-15 raz i za każdym razem pomagają w jego stawianiu mając z tego wielką satysfakcję. W tym dniu oficjalnie zakończyliśmy pionierkę. Cóż mogę powiedzieć o ostatnich dwóch dniach. Kilka gier „rozgrzewkowych” przed większymi grami, wymarszami, manewrami i rajdami. Pierwsze warty – pierwsze zaspania. Wprowadzono program dnia. Trochę majsterki. Warty kuchenne. Apel rozpoczynający – OBÓZ SIĘ ZACZĄŁ!

ćw. Daniel Wieteska

Brama2010

Drużyna na bramie do warownego obozu, zwodzony most w górze! Po obu stronach wieży widać ziemne wały, najeżone ostrymi palami, z przodu zaś fosę.

Harcerze i harcerki przyjechali 5 lipca - wysiedli dość daleko od obozu, na drodze wojewódzkiej numer 164 (wyłożonej brukiem, pamiętającym czasy pruskie), musieli więc przejść kawał drogi po piaszczystej drodze, dźwigając plecaki i materiały programowe. Sukcesywnie kursował samochód, zabierając część bagażu.

Rozpoczął się trudny czas pionierki. W podobozie “Grunwaldu” miało stanąć aż 7 namiotów - zastęp starszy (Maciej “Sadek” Sadowski, Janek Pawłowski, Michał “Pupas” Kozerski, Grzegorz Stój), “Kuny” (Erazm Zawadzki, Kacper Nowak, Kacper Błażyński i Kamil Woźniak), potem “Sowy” (Daniel Wieteska, Grzegorz Brzostek, Maks Jabłecki, Kuba “Mielu” Mieleszkiewicz, Stanisław “Stachu” Blicharski, Kamil Herman), “Łosie” (Paweł “Mular” Mularczyk, Cyprian Lipiński, Bruno Zawadzki, Tomek Bursztyński, Karol Walesiak, Mateusz Herman) kadra (Dyzma Zawadzki, Piotr Niemas, Karol “Kokosz” Kaszyński, Jakub “Ślepy” Omiecki), “Żubry” (Artur “Waldoch” Wołoszko, Piotr Krawczyk, Bartek Karczewski, Aleksander Andreas, Hubert Herman) i wreszcie “Wilki” (Albert Budny, Paweł Hrynkiewicz, Krzysztof Filipek, Mateusz “Rudy” Ilnicki, Piotr Walesiak).

Namiot kadry przy tym miał być częścią mieszkalną - zaś przed nim, dobudowana i pokryta plandeką, powstała część “biurowa” - gdzie znajdował się stół, ławy i kredens. Na froncie tejże dobudówki zawisły miniaturki tarcz z herbami zastępów, obok znalazła się tablica ogłoszeń.

Flaga2010

Chorągiew Królestwa Polskiego - jagielloński orzeł (autorstwa Daniela Wieteski)


Flaga2010

Chorągiew Królestwa Polskiego - Sulima i herby zastępów (autorstwa Dyzmy Zawadzkiego)

W czasie pionierki Ślepy postanowił wymyślić ksywki dla harcerzy - nie był bowiem w stanie zapamiętać nazwisk i imion tylu harcerzy. Tak nastąpiła historyczna chwila - powstały bowiem ksywki używane w większości po dziś dzień (tj. w 2016 roku)! Grzegorz Brzostek został ochrzczony “Gożgżem” (później ksywka przyjmowała różne formy: “Kszekosz”, “Gorzgrze”), Karol Walesiak “Kędziorem” (z racji małego rudego kędziorka sterczącego z tyłu głowy), brat jego Piotr Walesiak “Wąskim” - nie wiedzieć czemu, Paweł Hrynkiewicz “Kisielem” - również nie bardzo wiadomo. Być może powstały jeszcze jakieś inne przezwiska - ale te wymienione wyżej się doskonale przyjęły.

Budowa obozu nieco się przedłużała - dopiero po 5 dniach skończyliśmy większość prac (a przed świętem obozu kadrą dopieszczaliśmy jeszcze bramę). Czas wspomnieć nieco o obrzędowości - nawiązaliśmy nią do sześćsetnej rocznicy stoczenia bitwy pod Grunwaldem. Każdy z zastępów stawał się rycerskim rodem, z wybranym herbem (niektórzy bardziej dowcipni wybierali nietypowe herby - np. zastęp "Żubry", który postanowił przyjąć herb "Dolmitton Vita d'Or" - czyli po prostu nazwę marki sosów do kanapek ze sklepu Lidl). Ów herb widniał na specjalnych obrzędowych proporcach, a także na tarczach (których przygotowanie z litego drewna zawdzięczaliśmy Kokoszowi). Tarcze malowaliśmy jeszcze przed obozem, w harcówce - oprócz ogólnego wzoru zastępu, każdy mógł nanieść na niego herb indywidualny. Najbardziej dopieszczone były rzecz jasna tarcze ZZ-tu i kadry - specjalnie wygięte, a dodatkowo kadra zastosowała nietypowe szablony. Oprócz tych elementów ważna była Wielka Chorągiew - wyhaftowana przez Daniela i Dyzmę, a następnie zszyta dzięki uprzejmości dziewcząt. Prócz Orła Białego i Sulimy, widniały na niej herby wszystkich zastępów.

W samym obozie obrzędowość przejawiała się jeszcze małymi tarczkami służącymi do odzwierciedlania punktacji (przynajmniej w teorii), bramą z mostem zwodzonym i kratą (obie działały!), zabezpieczoną fosą najeżoną kolcami, a także studnią i p-pożem w formie królewskiego tronu.

Warto tu też wyjaśnić, że w obozie “Grunwaldu” znalazła się też trzecia drużyna w szczepie - “Garbowo”, pod wodzą Ślepego. Wystawili oni tylko jeden zastęp (“Kuny” Erazma), dlatego prowadzili pracę razem z nami.

W pierwszym tygodniu obozu, 11 lipca, w RPA miał miejsce mecz finałowy Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej, w którym zmierzyły się reprezentacje Holandii i Hiszpanii. Wśród uczestników obozu byli kibice obu drużyn, na pewno jednak wszyscy równie gorąco chcieli obejrzeć ten mecz! Zrobiliśmy więc wielki, 100-litrowy gar prażonej kukurydzy i wyruszyliśmy do wsi, gdzie umówiliśmy się z jednym z mieszkańców, że udostępni nam trawnik i wystawi przez okno telewizor. Mecz był ekscytujący, choć jedyny gol, przesądzający o zwycięstwie Hiszpanów, padł w dogrywce.

Dyzma Zawadzki

plac apelowy 2010

Placu apelowy z koszem na śmieci w kształcie studni, masztem, fasadą namiotu komendy, świetlicą (przed którą stała tablica ogłoszeń).

PPoz 2010

Kokosz pracujący na p-pożu w kształcie tronu.

Kibice 2010

Kibicują drużynowi, od lewej Kajetan Kapuściński ("Sulima"), Dyzma Zawadzki ("Grunwald"), Jakub Omiecki ("Garbowo")

II tydzień obozu

Rano po śniadaniu (14 lipca) rozpoczął się próbny bieg na młodzika zwany Formułą 1. Patrole dwu, trzy osobowe chodziły po rozstawionych punktach takich jak prawo i przyrzeczenie harcerskie, szyfry, musztra i wiele innych. W nocy odbyła się próba męstwa dla młodych harcerzy tzw. biszkopt.

Następnego dnia (15 lipca) odbyła się rekonstrukcja bitwy pod Grunwaldem (manewry wszystkich drużyn szczepu Szesnastki, tj. Grunwaldu, Sulimy i Garbowa). Zjedliśmy śniadanie i podzielono nas na armię polsko-litewską i Krzyżaków. Ruszyliśmy założyć bazy i wykonywać poszczególne zadania, przy których atakowaliśmy się wzajemnie. Po zakończeniu zadań zjedliśmy obiad i ruszyliśmy dalej: najpierw gra ze słodyczami, a na końcu ostateczna bitwa która polegała gównie na przenoszenie proporców. Można było zabijać dowódców, jako pierwszy poległ Ulrich von Jungingen. Od ostatecznej bitwy było już blisko do obozu, po wykąpaniu zmęczeni poszliśmy spać.

I wreszcie, 17 lipca nadszedł oczekiwany przez szeregowych bieg na młodzika. Każdy, kto zdawał, mógł wykazać się swoimi umiejętnościami z różnych dziedzin w praktyce, najlepszy na biegu okazał się Maksymilian Jabłecki. W trakcie i po biegu starsi harcerze i kadra przygotowywali obóz do święta i odwiedzin - została poprawiona brama, dokończona studnia, zrobiony szlaban i parking dla gości obozu.

W sobotę od rana, podczas gry “Wysypisko” przygotowywaliśmy machiny wojenne które miały służyć do oblężenia Malborka. Każdy zastęp wykonał własną machinę - najlepiej prezentował się trebusz i taran. Po zakończonej pracy musieliśmy podbić Malbork. Zastęp starszoharcerski (Krzyżacy) i kadra broniła dzielnie bram miasta, rzucali szyszkami, lali wodą, ale polskie oddziały były lepsze. Żeby wygrać, jeden z atakujących musiał wejść na górę bramy - pozornie łatwe, ale żeby osłabić wojska krzyżackie trzeba było dużo czasu i wysiłku. Nie wiem, czy bez tarana Królestwo Polskie dałoby radę. Później odbyła się druga część biegu na młodzika - teraz liczył się czas, trzeba było zrobić jak najwięcej przeszkód. W nocy odbyło się krzyżowanie harcerzy (czyli złożenie Przyrzeczenia - przyp. red.), zostali obudzeni, związani i wywiezieni na miejsce w którym dostali krzyże harcerskie, Każdy wybrał sobie tak zwanego ojca chrzestnego, który przykręcał mu krzyż do lewej kieszeni. Co ciekawe, Przyrzeczenie składano stojąc na krzyżackiej chorągwi [co, jak okazało się później, nieco ubodło ciężko nad nią pracującego Sadka - przyp. red.].

Święto obozu, w niedzielę 18 lipca, zaczęliśmy od apelu na którym Paweł Huras (nasz poprzedni drużynowy) został mianowany na funkcje szczepowego przez ustępującego Pitera - Piotrka Drzazgę. Drużyny rozeszły się do podobozów i wciągnęły flagi na maszty. Po czym można było oprowadzić rodziców po obozie i całym zgrupowaniu. Niektórzy pojechali z rodzicami, ale część została w podobozie. Po południu rodzice zjedli z nami obiad, a wieczorem razem z całym zgrupowaniem i rodzicami usiedliśmy do ogniska. Następnego dnia rozpoczęły się rajdy zastępów, każdy zastęp opuszczał obóz i wyjeżdżał do jakiegoś miasta na trzy dni. Rajdy to jeden z najlepszych czasów spędzonych na obozie.

wyw. Albert Budny

Przyrzeczenie 2010

Po złożeniu Przyrzeczenia krzyże harcerskie otrzymują: z rąk Daniela Wieteski mł. Maksymilian Jabłecki, z rąk Bartka Karczewskiego mł. Grzegorz Brzostek

Manewry - 600-etna rocznica bitwy pod Grunwaldem

Wybór obrzędowości w okrągłą rocznicę tej wielkiej batalii był dla nas oczywisty. Chcieliśmy ponadto uczcić tę okazję wielkimi manewrami obu drużyn szczepu. Manewry miały się odbyć oczywiście w strojach obrzędowych - trzeba powiedzieć, że praca włożona w wyposażenie średniowiecznych rycerzy zwróciła się nam z nawiązką, wyglądaliśmy imponująco! Całą zabawę rozpoczęliśmy od koronacji szczepowego, Piotra Drzazgi, który odgrywał rolę króla Jagiełły. Zasiadł na tronie (czyli p-pożu w naszym podobozie), a następnie włożyłem mu koronę na głowę (kupioną w Drezdenku) oraz berło do rąk (przywieziony z domu stalowy karnisz). Następnie podzieliliśmy harcerzy na Krzyżaków i armię polsko-litewską. Od tej pory wykonywali kolejne zadania, podczas których toczyli bój na opaski, zaś całodzienna gra miała ich doprowadzić do finału - rekonstrukcji bitwy.

Bitwa odbywała się na ograniczonym polu, można było podczas niej wykonać kilka zadań - zdobyć skarby, zabić wrogiego wodza. Sporządziliśmy nawet filmową relację z tej bitwy, dostępną tutaj.

Parę słów wyjaśnienia wymaga takie nasilenie obrzędowości na obozie, jakby nie patrzeć, harcerskim. Byłem wówczas młodym drużynowym, prowadziłem swój pierwszy obóz bez stopnia ani kursu przewodnikowskiego. Obrzędowość wydawała się wówczas być jedynym słusznym wyborem, nadającym sens całemu obozowi. Dziś tak oczywiście nie jest, w drużynach kładziemy znacznie większy nacisk na typowo harcerskie, nie zuchowe formy pracy.

Dyzma Zawadzki 

Piter na Tronie 2010

Szczepowy - Piotr Drzazga jako król Władysław II Jagiełło na tronie

Rajd zastępów "Łosie" i "Sowy"

"Łosie" i "Sowy", pod wodzą Kokosza i Dyzmy (a także Gierba, który po święcie obozu zdecydował się skoczyć z nami na wędrówki) postanowiły zdobyć Berlin. Wymagało to od nas najpierw marszu do Drezdenka, skąd złapaliśmy pociąg do Kostrzynia nad Odrą. Na miejscu podzieliliśmy się zadaniami - zastępowi poszli szukać noclegu, zaś Dyzma z Kokoszem ruszyli na zwiad - by wybadać możliwości przejazdu do Berlina. Nocleg udało się załatwić w jednym z kostrzyńskich kościołów, w salce parafialnej, zaś zwiad dotarł do Niemiec, gdzie (maszerując Karl-Marx Strasse) natknął się na niemieckiego emeryta na elektrycznym pojeździe (emeryt był w pełni sprawny, ot tak po prostu jeździł sobie do sklepu takim cudem). Potem jednak zwiadowcy zaszli na stację Deutsche Bahn, gdzie dowiedzieli się, że niemieckie bilety można też kupić w Kostrzyniu i wcale nie są droższe. Uradowani tym faktem, powróciliśmy do chłopaków, a nastepnie rozłożyliśmy posłania. Dzień jednak się nie kończył, w związku z czym postanowiliśmy zwiedzić Kostrzyn. Dzisiejszy Kostrzyn jest czymś zupełnie innym, niż ten przedwojenny (leżący nad samą Odrą). Trzeba powiedzieć, że starówka, która składa się wyłącznie z fundamentów i piwnic, na podstawie których można odtworzyć układ urbanistyczny miasta, zrobiła na nas kolosalne wrażenie. Sowieci wysadzili ją w powietrze (kompletnie bez powodu, wszak nic w tym miejscu nie powstało) dopiero w latach 70tych, co dodatkowo wywoływało nostalgię za światem tak bezdusznie wymazanym z pamięci. Udało się nam (nieco nielegalnie) zejść do piwnic zamku, a także zajrzeć do podziemi kościoła. Kostrzyn, ufortyfikowane miasto-widmo, bezsprzecznie wart jest odwiedzin.

Następnego dnia wcześnie rano wstaliśmy i polecieliśmy na dworzec. Zamierzaliśmy kupić bilety, które były ważne na pociągi i komunikację miejską Berlina od rana, do późnego popołudnia - trzeba było się spieszyć. Szczęśliwie wszystko się udało (w pociągu podłączaliśmy słuchawki do foteli, aby posłuchać radia) i niedługo później byliśmy w stolicy Niemiec! Nasze kroki, po obejrzeniu wspaniałego dworca, skierowaliśmy miedzy Budestagiem a siedzibą Kanclerz Niemiec - w stronę Bramy Brandenburskiej. W nieodległym parku rozłożyliśmy się na trawie i zjedliśmy pyszne śniadanie (z Biedronki). Po zjedzeniu zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie pod słynną bramą, robiąc konkurencję dla okolicznych przebierańców - nagle okazało się, że jesteśmy w centrum uwagi wszystkich turystów (dzięki mundurom). Większość dnia zajął nam spacer po Berlinie - obejrzeliśmy wieżę telewizyjną, ratusz, berlińską katedrę (z zewnątrz, bo bilety drogie), kościół katolicki - a także muzeum muru berlińskiego (bo było za darmo). Stolica Brandenburgii przywodziła na myśl Warszawę - rozwijała się wszak dynamicznie również w XVIII wieku. Ostatnim elementem wizyty były zakupy w Dunkin’ Donuts, fotografie Gierba z lokalną gazetą. Po powrocie do Kostrzynia nie mieliśmy wiele czasu, zjedliśmy więc obiad sporządzony w kuchni w naszej salce, a następnie poszliśmy spać.

Naszym celem na kolejny dzień rajdu był Poznań - gdzie znajdowało się kilka innych zastępów. Ruszyliśmy tam z Kostrzyna stopem, żegnając się z Kokoszem i “Sowami” - oni pojechali zwiedzać MRU - Międzyrzecki Rejon Umocniony. Po drodze znalazłem na drodze martwego szopa pracza. Tak, jestem pewien, że był to szop. Nie mam pojęcia skąd się tam wziął. Gdy dotarliśmy do Poznania, zebraliśmy zastęp i skierowaliśmy się do centrum - po drodze spotkaliśmy pewnego Pana, który powiedział: “O, Szesnastka - pozdrówcie Szwejka!”.

W Poznaniu nie było łatwo znaleźć nocleg - przez co spędziliśmy strasznie dużo czasu siedząc na trawniku i czekając na powrót zwiadowców. Na szczęście ostatecznie się udało. Spotkaliśmy też w Starym Browarze zastępy z “Sulimy”. Czekało nas jeszcze kino i krótki spacer - a potem lulu. Następnego dnia rano udaliśmy się na Dworzec Główny - wówczas dopiero w budowie - i wsiedliśmy w pociąg do Drezdenka. Stamtąd spacerkiem dostaliśmy się nad nasze jezioro, zażyliśmy kąpieli i wróciliśmy do, chciałoby się powiedzieć “domu”, obozu.

Dyzma Zawadzki

Łosie i Sowy z 16 WDH Berlin

Zastępy "Łosie" i "Sowy" podczas rajdów w Berlinie

III tydzień obozu

Trzeci tydzień obozu zaczął się od czegoś co siedziało w każdym z nas, wszyscy wyczuwali coś w powietrzu, widzieli że zbliża się ważny moment obozu. Wieczorem na ognisku drużynowy ogłosił nam: "Panowie, jest mi niezmiernie miło powiedzieć wam, że jutro zaczniemy rajdy". Wszyscy wiedzieli co będzie ogłoszone, a jednak i tak skakaliśmy ze szczęścia. Po czym dodał "pakujemy się jak najlżej, komplety ubrań na ... (na na na takie tam)". Następnego ranka Wszyscy zaczęli się pakować. Mój zastęp postawił sobie bardzo wysoki cel, ale zarazem możliwy do osiągnięcia, postanowiliśmy zrobić Rajd na Berlin! Naszym opiekunem był Dyzma, równolegle z nami poruszał się inny zastęp (Sowy) pod przewodnictwem "Kokosza".

Trzeci zastęp (“Żubry” z Waldochem) pojechał do trójmiasta (szczerze mówią to co oni przeżyli, jest nie do opowiedzenia - przejechali całą Polskę wszerz). Czwarty zastęp (“Wilki” z Niemasem) wybrał wariant komfortowy, czyli pojechali do wujka Alberta w Kołobrzegu, gdzie spędzili cały rajd (zresztą byli tam już rok wcześniej). Pierwszej nocy udało nam się dojechać do Kostrzyna (granica polsko­niemiecka), zwiedziliśmy tam naprawdę niesamowitą starówkę, która została zbombardowana podczas II wojny światowej, a następnie wysadzona w powietrze przez Rosjan. Takiej niesamowitości dodaje to ze miasto leży na Odrą, jego budowa przypomina miasto z XIX wieku, a z budynków pozostały tylko same fundamenty z zejściami do piwnic. Podstawowo zjedliśmy obiad w Macku (na fakturę VAT). Następnego dnia udaliśmy się do Berlina, zwiedziliśmy tam naprawdę dużo, jednak najbardziej irytującą rzeczą było to, że nie spotkaliśmy żadnego toi­toi na swojej drodze przemarszu, ale od czego jest Tiergarten - zjedliśmy tam kulturalnie na trawce śniadanie z Biedronki i udaliśmy się na zwiedzanie. Budynkiem który wywarł na mnie duży wpływ nie była Brama Brandenburska (jest fajna), ale nic nie przebije Dworca Głównego w Berlinie. Ten kolos zbudowany ze stali i szkła jest takich imponujących rozmiarów, że Centralny się nie umywa! Zapomniałem dodać, że podczas naszej przygody w Kostrzyniu znaleźliśmy nocleg u księdza w podziemiach kościoła. No i oczywiście zadaliśmy mu pytanie czy nie potrzebuje żadnej służby od biednych harcerzy (jednak nie użył standardowej odpowiedzi: “nie nic nie potrzebuję”), ksiądz powiedział nam, że jeśli tak bardzo chcemy to możemy posprzątać dolny kościół (powiedziałem “JEST!”), godzina była późna, a o jeszcze późniejszej skończyliśmy (jednak miałem komórkę, więc przed snem zapodałem sobie dobrego beata i wszystko od razu przeszło, rozglądałem się po sali i widziałem tylko "małych" harcerzy kimających już od godziny.

Trzeciego dnia naszej "wyprawy" udaliśmy się w drogę powrotną, Kokosz i jego team pojechali do MRU (Międzyrzecki Rejon Umocniony), za to ja i Łosie pojechaliśmy do Poznania (długo rozmawialiśmy czy stopem i zjeść dobry obiad czy nic nie zjeść, ale coś pozwiedzać - wybór był prosty: najeść się! Fajnie że facet z którym jechał wysadził mnie na lotnisku w Poznaniu (całkiem blisko centrum !) ale udało się - a gdy dojechaliśmy, zaczęliśmy szukać noclegu. Powiem tak: było nieźle, gdyż udało mi się znaleźć nocleg w klasztorze prawie w centrum miasta, pogoda była zabójcza lał się żar z nieba, a klasztoru biło przyjemny chłodek. Jednak po dłuższym zastanowieniu (4 godziny) klasztor powiedział, że nas nie przyjmie (fajnie!). Udało mam się znaleźć troszkę taką lichą miejscówkę, ale przeszedłem się z Kędziorem i Brunem do ostatniego kościoła. Powiem tak: takich super warunków nigdy nie mieliście! (przynajmniej wydawało mi się tak wtedy po kąpieli w umywalkach w Kostrzyniu). Standardowo poszliśmy do kina na Shreka Forever, zwiedziliśmy Stary Browar w centrum Poznania (obecnie znajduje się w nim centrum handlowe), polecam, super sprawa dla tych, którzy chcą pocieszyć się polską architekturą. Ostatniego dnia rajdów wróciliśmy do obozu (po drodze też nie brakowało przygód). Wróciliśmy przed czasem tak, więc z Dyzmą podjęliśmy decyzje że trzeba odpocząć na brzegu jeziorka (w odległości 400 m. od obozu). Po krótkiej 3 godzinnej drzemce, w czasie, której chłopaki siedzieli ciągle w H2O (osobiście nie wiem ile tyle można siedzieć nawet jak jest upał) wróciliśmy do obozu cali i zdrowi, z nowymi doświadczeniami i przeżyciami.

ćw. Paweł Mularczyk

wywiadowca 2010

Bieg na wywiadowcę, przeprawia się Aleksander Andreas

IV tydzień

Ciężko dziś (w 2016 roku) przypomnieć sobie dokładnie jak obóz się skończył. Na pewno po rozpionierce odbyła się pamiętna watra, podczas której jedzenia było w bród, a śpiew niósł się po lesie aż do czwartej nad ranem. Podczas rozpionierki przeszły do legendy słowa Kokosza, który podczas naszej rozmowy z niejakim "Tajgerem" dotyczącej wielkości dołu po ziemiance, skorygował twierdzenie owego "Tajgera", że do dołu wszedłby cały Star ziemi - poprzez donośne "Półtora Stara".

Podczas obozu odbyły się też nocne śpiewanki ZZ-tów - oczywiście w miejscu najbardziej odpowiednim, czyli na miejscu ogniskowym obok kuchni. Śpiewaliśmy, pląsaliśmy - a Michalina Kupper z Gdyni, która odwiedziła nasz obóz, zrobiła pączki - swoje słynne “kamienie”, ochrzczone tak ze względu na wygląd i twardość. Ale były całkiem smaczne.

Wróciliśmy do domów 30 lipca 2010 roku, pełni różnych emocji związanych z obozem. Jako drużynowy "Grunwaldu" nie byłem do końca zadowolony z siebie i z drużyny, jednak te doświadczenia wkrótce przyniosły owoce.

Na koniec obiecujemy uzupełnienie relacji z tego obozu - jak tylko uda nam się uzyskać dostęp do książki pracy.

Dyzma Zawadzki

Skład:

  • drużynowy - h.o. Dyzma Zawadzki
  • oboźny - ćw. Piotr Niemas
  • instruktorzy programowi - ćw. Karol Kaszyński i ćw. Jakub Omiecki 

kadra 2010 - Służba!

Kadra gotowa do służby. Od lewej Dyzma Zawadzki, Jakub Omiecki, Piotr Niemas, Karol Kaszyński.

kadra 2010 - niepoważna

Kadra trochę niepoważna. Od lewej Dyzma Zawadzki, Jakub Omiecki, Piotr Niemas, Karol Kaszyński.

Zastęp "Łosie"

  • zastępowy wyw. Paweł Mularczyk
  • mł. Bruno Zawadzki
  • mł. Cyprian Lipiński
  • mł. Tomasz Bursztyński
  • mł. Mateusz Herman
  • szer. Karol Walesiak

Losie2010

Zastęp "Łosie", od lewej Bruno Zawadzki, Tomasz Bursztyński, Karol Walesiak, Mateusz Herman

Losie O 2010

Zastęp "Łosie", od lewej Paweł Mularczyk, Karol Walesiak, Cyprian Lipiński, Bruno Zawadzki, Tomek Bursztyński

Zastęp "Sowy"

  • zastępowy wyw. Daniel Wieteska
  • mł. Stanisław Blicharski
  • mł. Jakub Mieleszkiewicz
  • mł. Kamil Herman
  • szer. Maksymilian Jabłecki
  • szer. Grzegorz Brzostek

 

Sowy2010

Zastęp "Sowy", od lewej Stanisław Blicharski, Grzegorz Brzostek, Jakub Mieleszkiewicz, Kamil Herman

 

Sowy 2010 O

Zastęp "Sowy", od lewej Daniel Wieteska, Grzegorz Brzostek, Jakub Mieleszkiewicz, Stanisław Blicharski, Hubert Herman

Zastęp "Żubry"

  • zastępowy ćw. Artur Wołoszko
  • mł. Piotr Krawczyk
  • mł. Aleksander Andreas
  • mł. Bartosz Karczewski
  • mł. Hubert Herman

Zubry2010

Zastęp "Żubry", od lewej Artur Wołoszko, Aleksander Andreas, Hubert Herman

Żubry O 2010

Zastęp "Żubry", od lewej Artur Wołoszko, Bartek Karczewski, Piotr Krawczyk, Aleksander Andreas

Zastęp "Kuny"

  • zastępowy wyw. Erazm Zawadzki (16 pWDH "Garbowo")
  • szer. Kacper Błażyński
  • szer. Kamil Woźniak
  • szer. Kacper Nowak

Kuny2010

Zastęp "Kuny", od lewej Erazm Zawadzki, Kacper Nowak, Kamil Woźniak, Kacper Błażyński


Kuny O 2010

Zastęp "Kuny", od lewej Erazm Zawadzki, Kamil Woźniak, Kacper Błażyński, Kacper Nowak

Zastęp "Wilki"

  • zastępowy mł. Albert Budny
  • szer. Paweł Hrynkiewicz
  • szer. Piotr Walesiak
  • szer. Mateusz Ilnicki
  • szer. Krzysztof Filipek 

Zastęp "Wilki", od lewej Albert Budny, Mateusz Ilnicki, Paweł Hrynkiewicz, Krzysztof Filipek, Piotr Walesiak


Wilki Obrzędowo 2010

Zastęp "Wilki", od lewej Albert Budny, Mateusz Ilnicki, Paweł Hrynkiewicz, Krzysztof Filipek, Piotr Walesiak

Zastęp Starszy

  • ćw. Maciej Sadowski
  • ćw. Grzegorz Stój (gościnnie, jako opiekun)
  • ćw. Jakub Burakowski
  • wyw. Jan Pawłowski
  • wyw. Michał Kozerski 

Starszy2010

Zastęp starszy (Krzyżacy), od lewej Janek Pawłowski, Jakub Burakowski, Michał Kozerski

 Starszy O 2010

Zastęp starszy (Krzyżacy), od lewej Maciej Sadowski, Janek Pawłowski, Michał Kozerski, Grzegorz Stój

 

Daty:

  • obóz trwał od 5 do 30 lipca 2010 roku, kwaterka od 30 czerwca 2010 roku
  • Przyrzeczenie miało miejsce w nocy z 17 na 18 lipca 2010 roku, złożyli je wszyscy harcerze, którzy zdobyli stopień młodzika

Drużyny:

  • 16 Warszawska Drużyna Harcerzy "Grunwald"
  • 16 Warszawska Drużyna Harcerzy "Sulima"
  • 1001 Warszawska Drużyna Harcerek "Rzeka"
  • 1001 Warszawska Drużyna Harcerek "Strumień"
  • 51 Mazowiecka Drużyna Harcerek "Umbria"

Kadra zgrupowania:

  • komendant - phm. Piotr Drzazga
  • kwatermistrz - phm. Paweł Huras
  • opieka medyczna - pwd. Anieszka Stasieńko
  • wicekomendantka - phm. Marta Bagieńska
  • kucharka - pani Beatka