Słowem wyjaśnienia - relacja "Grunwaldu" powstawała poprzez wyłonienie codziennie najlepszej relacji. Nie zawsze da się wyróżnić jedną z nich, dlatego niektóre dni opisane są podwójnie. Niestety - zaginęły opisy trzech dni, podczas przetwarzania ich w wersję elektroniczną. Gdy tylko zguba się znajdzie (oby!) uzupełnimy braki.

16 WDH Grunwald, zimowisko zamek Bierzgłowski 2016

16 Warszawska Drużyna Harcerzy "Grunwald" przed zamkiem Bierzgłowskim.
III rząd od lewej: Tymoteusz O'Neill, Maciej Walczak, Kamil Strzałkowski, Piotr Aulak, Paweł Pruszko, Jakub Gromadzki, Bruno Zawadzki, Stanisław Blicharski, Jacek Kozłowski, Stanisław Otowski, Aleksander Foks, Ludwik Zawadzki, Janusz Brzostek. II rząd od lewej: Stanisław Malec, Kamil Malak, Franciszek Lendzion, Mateusz Pyczot, Franciszek Uliński, Filip Zago, Jakub Grelo, Filip Malak, Grzegorz Otowski, Przemysław Siuciak, Igor Staszkiewicz. I rząd od lewej: Wojciech Krawczyk, Janek Rymsza, Józek Paczesny-Marciniak, Stanisław Broda, Łukasz Koszyk, Zygmunt Butkiewicz, Wiktor Pierścieniak, Kacper Data, Bernard Zawadzki, Andrzej Ostrowski, Jan Danowski.

30.01.2016 r., sobota - brak relacji 

31.01.2016 r., niedziela

Wstaliśmy rano, a z racji tego że była niedziela nie było rozgrzewki, było cudnie! Umyliśmy zęby, poranna toaleta, poczym udaliśmy się na śniadanie. Najciekawszą rzeczą tego dnia były zwiady terenowe. Po rozdaniu kopert opuściliśmy zamek i otworzyliśmy kopertę z zadaniami. W ramach pierwszego zadania mieliśmy dowiedzieć się jak toruńskie pierniki zdobyły taką sławę, zrobiliśmy to łatwo jak zresztą pozostałe zadania, bo wystarczyło pójść do sołtysowej. Dowiedzieliśmy się od niej o atrakcjach w Zamku Bierzgłowskim, zdobyliśmy pagon dla „Kwadrata” (Paweł Pruszko - przyp. red.) oraz nabyliśmy wiedzę gdzie można znaleźć element rycerskiej zbroi. Jakieś pół godziny zajęło nam rysowanie szkicu zamku (wyszedł bardzo fajny) Ogólnie wykonaliśmy wszystkie zadania, które podlegały ocenie kadry, którą średnio znamy. Dzień był udany i pełen niespodzianek.

Zastęp „Dziki”

01.02.2016 r., poniedziałek

Pobudka była o 7:00. Byłem wyspany mimo horroru, który opowiedział wieczorem Tymek. Rozgrzewka była męcząca, lecz zaraz po niej wróciliśmy na przepyszne śniadanie po czym zabraliśmy się za porządki w pokoju. Po sprawdzaniu porządków mieliśmy apel. Stachu odczytał rozkaz z którego wynikało, że odbędzie się gra „Bitwa o Skarb” i śpiewanki. Zaczęliśmy od śpiewanek. Ledwo dokończyliśmy drugą piosenkę gdy do salki wbiegł Bruno i wykrzyczał, że zaśpiewana przez nas pieśń odblokowała kod który jest pierwszą wskazówką do odnalezienia skarbu ukrytego przez krzyżaków w zamierzchłych czasach. Gra była ciekawa z mnóstwem różnego rodzaju szyfrów prowadzących do kolejnych wskazówek, lecz musieliśmy ją przerwać z powodu obiadu. Kontynuowaliśmy ją po LB, a wygrały Żmije, które pierwsze znalazły szkatułką w której było bonusowe 15 punktów. Po południu dokończyliśmy śpiewanki i ćwiczyliśmy alarmy mundurowe i cywilne na przemian. Następnie odbyła się gra/klepa (klepa, od klepania, czyli gra polegająca na bezpośrednim kontakcie fizycznym, zmierzającym do uzyskania przewagi nad przeciwnikiem - przyp. red.) i mój zastęp zdobył 2 punkty! Po grze była bardzo smaczna kolacja. Potem kominek, na którym Bruno opowiedział gawędę o taktycznym myśleniu podczas bitwy. Po kominku umyłem się i poszedłem spać.

szer. Bernard Zawadzki
Zastęp „Jastrzębie”

02.02.2016 r., wtorek

Dzień zaczął się (jak każdy dzień zimowiska) gwizdaniem Stefana (Stefan "Jacek" Kozłowski - przyp. red.), potem standardowo rozgrzewka. Zabawa zaczęła się dopiero po śniadaniu. Na przedpołudnie, kadra zaplanowała nam kręgi stopni. Na początek wykłady z samarytanki i historii przeprowadzone przez Bruna, a potem trochę praktyki – rozpalanie ogniska (kimkolwiek jesteś czytelniku nie mów Stefanowi,że mi się nie udało). Tak minął nam czas przed obiadem. Po południu przyszedł czas na grę terenową. Kazali nam iść wyznaczoną na mapie drogą, aż dojdziemy do punktu. Okazał się nim być napis „117 o ”. Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć że to azymut. Geniuszem trzeba było być aby dojść na wskazane przezeń miejsce. Jako że w zastępie mamy swoich „mistrzów” kompasu, trafiliśmy gdzieś na bagna. Zrobiliśmy po nich kółko i wróciliśmy do punktu wyjścia – ambony myśliwskiej. Wtedy zadzwonił Stefan i powiedział nam, że azymut wskazuje oddalonego o 1,5 km Leśnego (Stanisław Otowski - przyp. red.), problemy z dotarciem do niego polegały na tym że na drodze stanęły nam zabudowania. Jak się okazało trzeba było je obejść i kawałek dalej przy drodze stał zniecierpliwiony przeszkodowy. Gdy dotarliśmy kazał nam iść po znakach patrolowych w głąb lasu, gdzie odnaleźliśmy trzy „bazy”. Jako że dotarliśmy tam, wraz z Kozicami, jako pierwsi, zawarliśmy umowę iż jedną bazę bierzemy my drugą oni, a trzecią się wymieniamy. Zanim dotarły pozostałe zastępy zdobyliśmy znaczną przewagę w postaci kilkunastu punktów. Podkoniec gry byliśmy drudzy, bo trzecia baza była bardzo daleka, a Kozice były tam pierwsze, więc odpuściliśmy. Ten dzień był pełen emocji i wrażeń (np. na bagnach zostałem ochlapany od stóp do głów przez spadające „coś”). Mi bardzo się podobało.

mł. Franek Uliński
Zastęp „Żbiki”

03.02.216 r., środa - brak relacji

4.02.2016 r., czwartek

Dzisiaj około 7:00 zostaliśmy obudzeni na najkrótszą i przedostatnią rozgrzewkę zimowiska. Wstało na nią około 7-10 osób, ponieważ dużo uczestników zachorowało. Zjedliśmy dobre śniadanie i rozpoczęły manewry, na których trzeba było zbierać punkty i zdobywać rangi do gry końcowej. Gra końcowa, przy której wygrali Polacy wśród, których byłem, skończyła się tuż przed obiadem. Na obiad, na drugie danie były mielone, ziemniaki i surówka. Po nim odbyła się gra Aulaka. Zdobyliśmy na niej trzy punkty i wróciliśmy późnym wieczorem wzdłuż strumyka. Gdybyśmy nie zeszli z niej na tereny zamieszkane, to byśmy się zgubili ,albo spóźnili na pyszną kolację, ponieważ nad korytem lub czymś podobnym, na którym dnie szliśmy ,szła reszta drużyny. Mieliśmy mieć giełdę po wieczorny posiłku, ale odpuścili nam, nie wiem z jakiego powodu. I tak zakończył się przed ostatni dzień gier i zabaw.

Ludwik Pulpet Ludwa z Wallstreet (wyw. Ludwik Zawadzki - przyp. red.)
Zastęp "Żbiki"

Mój dzień zaczął się zupełnie inaczej od innych. Jak obudzał nas gwizdek Stefana o siódmej- ja wstałem sam z siebie o ósmej. Dlaczego? To był mój pierwszy dzień w izolatce. W izolatce nie jestwcale tak źle jak się wydaje: śpisz ile chcesz, sprzątasz kiedy chcesz (albo wcale), przyprowadzają ci posiłki - żyć nie umierać. Przeszkadza tylko fakt, że jesteś chory, i to, że jest obrzydliwie nudno, zwłaszcza jeśli chorujesz sam. Ja chorowałem z Mikołajem. Oprócz nas były zarażone jeszcze trzy osoby: Grelo, Andrzej i Stasiek, Tak mniej więcej wyglądał mój dzień: W chwilę po MOIM obudzeniu się (reszta nie spała od godziny) przynoszą śniadanie. Normalnie raj na ziemi. Zaraz potem przyszedł Grzesiek z lekami, więc było mi trochę lepiej. Następnie trochę gapienia się w sufit, partyjka makao i przyszedł czas na obiad. Następnie dorwałem się do pożyczonych "Zwiadowców". Przeczytałem w kilka godzin. Makao z Grelem, który potem wpadł, kolacja, leki i dobranoc. Ogólnie rzecz biorąc, nie licząc sporadycznych wizyt Zygmunta z jedzeniem, innych chorych, oraz moich zakładów z Mikołajem, o ilość naliczonych pompek, nie wydarzyło się nic ciekawego.

mł. Franek Uliński
Zastęp "Żbiki"

5.02.2016 r., piątek

Dzień dzisiejszy był trochę inny od wszystkich pozostałych. Była 7:26 gdy na korytarzy usłyszałem jakąś porytą muzykę, która nasilała się z każdą sekundą. Zdziwiony wyskoczyłem z łóżka włożyłem klapki i wyszedłem z pokoju. Wtedy zobaczyłem idiotycznie ubraną kadrę wbijającą do naszego pokoju. Wszyscy po kolei się obudzili ,zaczęliśmy tańczyć ,Bruno gasił i zapalał światło. Później razem ze wszystkimi zastępami poszliśmy do salki i zrobiliśmy fitnessową rozgrzewkę trwającą pół godziny. Po rozgrzewce było śniadanie i sprawdzanie porządków po których odbył się apel. Gdy apel się zakończył ,kończyliśmy grę Aulaka (wyw. Piotr Aulak - przyp. red.) i mój zastęp uzbierał kilka punktów. Przed obiadem zrobiliśmy jeszcze zdjęcie całej drużyny. Na LB poszedłem z Leśnym do sklepu i zrobiłem zakupy dla całego zastępu. Po LB odbył się mecz Grunwald-Sulima, który zakończył się wynikiem 1-2. Potem aż do 20:00 wymyślaliśmy scenki na Kinder Bal, na którym mój zastęp zdobył pierwsze miejsce za super-rekwizyty. Potem umyłem się umyć i położyłem się spać.

szer. Bernard Zawadzki
Zastęp ,,Jastrzębie’’

Był to kolejny dzień zimowiska. Zwyczajny piątek, jakby się wydawało. Od początku dzień zaczął się niezwykle. Rano zamiast gwizdka usłyszałem dobrze znaną mi melodie.. to było arab techno. Od razu wiedziałem, że oznacza to tylko jedno- fitness i pląsy w najdziwniejszych i najróżnorodniejszych strojach. W pamięci zostanie mi Leśny i jego bokserski na kalesonach. Świetna zabawa i to z dobrąmuzyką jak i towarzystwem. Później, jak zawsze, śniadanie, porządki, apel; no dzień jak co dzień, więc nie warto się o tym rozwodzić. Przed nami przedpołudniowa gra, lecz z powodu mojej niewyleczonej jeszcze w 100% kontuzji, nie mogłem wziąć w niej udziału. Zostałem natomiast ze Staśkiem i Andrzejem z nudów, podczas gdy cała drużyna się bawiła, zagraliśmy w bierki. Nareszcie, gdy wszyscy wrócili, poszliśmy na obiad. Na Lb (leżenie bykiem, cisza poobiednia - przyp. red.) wraz z Brunem chodziliśmy po pokojach by zebrać drużynę na mecz z odwiecznym rywalem - Sulimą. Udało się. Zaraz po LB wyruszyliśmy na boisko. Meczu nie chce opisywać dokładnie, ponieważ mimo heroicznej walki naszej drużyny, polegli nieznacznie w boju, przegrywając 2:1. Pozytywnym akcentem była bramka Miela, a także pomimo przeziębienia występu w drugiej połowie naszego kapitana- Stacha. Smutni i przeziębieni wróciliśmy do ośrodka. Teraz w głowie był mi już tylko Kinder Bal. Od zawsze miałem kłopot z wymyśleniem takich scenek, ale od czego jest w końcu ludzie z zastępu. Spisali się na medal, Franek dał pomysł, Ludwik zagrać miał główną rolę, a Zygmunt rolę kobiecą. Ja miałem stać się smokiem. Przygotowania szły pełną parą. Namniej więcej pół godziny przed końcem czasu wzięliśmy się za rekwizyty. Zygmunt owinął się ręcznikiem, na głowie miał firankę i kalesony imitujące czarne włosy. Mi zostało pomalowanie twarzy. Nadszedł długo oczekiwany moment- rozpoczął się Kinder Bal, w tym roku był to turniej rycerski o rękę pięknej księżniczki, w którą wcielił się nikt inny jak Szwagier. Scenki zaczęły się od Zuchów, aż w końcu nadeszła kolej na nas. Wstęp poszedł zgodnie z planem, a nawet przerósł moje oczekiwania. Inne scenki też były bardzo fajne, podobała mi się scenka Kwadrata i niezawodny, a może prawie Józek. Gdy Szwagier podał niejednoznaczne wyniki poczułem lekki niedosyt, ale zaraz potem podeszli do mnie Kajtek i Kokosz i powiedzieli, że ich zdaniem nasza scenka była najlepsza. Wiedziałem, że jest to dobry znak. Wróciliśmy do pokoi i nagle Stefan zrobił zbiórkę, wszyscy do salki. Po krótkiej naradzie kadra ogłosiła trzy pierwsze miejsca. Spełniło się moje marzenie, wygraliśmy i wciąż byliśmy w walce o zwycięstwo.

wyw. Aleksander Foks
Zastęp "Żbiki"

06.02.2016 r., sobota - brak relacji